Kasia&Piotr
jak w domuTo było wyzwanie – Piotrek sam robi zdjęcia. Już raz miałam klientkę, która po czasie przyznała, że sama interesuje się fotografią. Stres był i zamartwianie straszne czy podołam. Pani była zadowolona, więc liczyłam, że i tym razem stanę na wysokości zadania. Na szczęście jakiekolwiek zdenerwowanie odpuściło, gdy tylko przyszłam do pierwszego punktu reportażu, czyli domu Panny Młodej, Kasi. Masa ludzi krzątających się wszędzie stwarzała bardzo przyjemną, rodzinną atmosferę. Poczęstowana kawą, przyjęta jak członek rodziny szybko poczułam się jak u siebie, jak w domu. Raz dwa udało mi się „ukryć” w tłumie, dzięki czemu mogłam spokojnie skupić się na kadrach i wyłapywaniu tego, co baranki lubią najbardziej – niespodziewanych, szczerych i niepozowanych zdjęć.
Ślub Kasi i Rafała był bardzo rodzinny. Niby zawsze tak jest, ale tutaj jakoś szczególnie odczułam więzi łączące Młodych z szerszym gronem. Emocjonalne błogosławieństwo rodziców odbyło się w obecności dużej ilości członków rodziny i przyjaciół, z czym spotykam się rzadko, bo zazwyczaj błogosławieństwa kojarzą mi się z intymnym początkiem większej ceremonii. Potem był pełen kościół, deszcz konfetii i ryżu oraz dłuuuuuga kolejka do życzeń. A na koniec wspólna zabawa. Klasycznie? Tak, ale według mnie tak właśnie powinno wyglądać piękne, dobre wesele w tradycyjnym, ale wcale nie nudnym stylu.